[2024-09-08] Długi weekend z Koleżkami z Team29er.pl. Do końca roku 121 dni – przejechane 62 61 km – do przejechania 3 739 km – średnio dziennie 31 km.
Artur Drzymkowski
Uwaga: Poniższy tekst proszę traktować jak blog. Kolejne akapity odliczające czas do końca 2024 będą pojawiać się od najnowszych do najstarszych. Aktualnie nie mamy wtyczki do komentowania pod artkułem, ale zachęcam do wysyłania mailem: wszelkich uwag, słów zachęty lub podnoszących na duchu oświadczeń typ: "A ja już mam 12 tys. leszczu ..." Adres: a.drzymkowskiMAŁPAteam29er.pl
[2024-09-08] Długi weekend z Koleżkami z Team29er.pl
W mojej ulubionej miejscówce czyli Agroturystyka Kuźnia w Nowa Huta w Świętokrzyskim. Miał być pełny skład, ale ostatecznie skończyło się na 4. Na miejsce, w piątek, docieramy na rowerach. Ja z Michałem ze Skarżyska-Kamiennej (gdzie dotarliśmy pociągiem) - z przygodami oczywiście. Maciek z domu 250 km. A Bartek z ebikem enduro, żeby przy okazji przetestować Jeleniowskie Ścieżki.
W sobotę objeżdżamy gravelowa pętle po okolicy. Są puste asfalty, podjazd pod Święty Krzyż, brukowa Jeleniowska Droga i przeprawa boso przez strumień. Słonecznie i ciepło - piękny wypoczynek ;)
W niedzielę powroty. Maciek przed świtem jeszcze chyba rusza na południe, po 4 godzinach snu - znowu pod wiatr - chłop jest niezniszczalny. Michał postanowił przy okazji tego wyjazdu zobaczyć Kielce, więc tuż za Widełkami rusza samotnie przez las w kierunku Daleszyc (które w śiatku maratończyków MTB nazywane są Dallas) szutrami premium. A ja, trasą znaną mi chyba na pamięć, jadę do Radomia Głównego. Bartek sms'em melduje się w domu, zanim ja docieram do pociągu - szybkie auta ma Koleżka. A dystans? 350 km przez tydzień. Przy takich weekendach robi się sam ;)
Do końca roku 121 dni – przejechane 62 61 km – do przejechania 3 739 km – średnio dziennie 31 km.
[2024-09-01] Solidny tydzień ...
Ponad 400 km natłukłem na szosie, na ostatnio ulubionej mojej trasie na południe wzdłuż S7. Każdego dnia, po pracy, do zachodu słońce - jestem z siebie zadowolony. Efektem ubocznym regularnie przepalanych kalorii jest mierzalny spadek masy mego jestestwa. Kolejny plus dodatni, ryzykownej decyzji o podjęciu #wyzwanie10k.
Do końca roku 121 dni – przejechane 62 61 km – do przejechania 3 739 km – średnio dziennie 31 km.
[2024-08-25] Sierpień się kończy
Gorący weekend spędziłem z rodziną na kajakach. Niestety aktywności "Kayaking" nie wliczają się do #wyzwania10k. Rowerowo więc słabo, ale lepiej niż w poprzednim tygodniu. Średniej dniowej nie poprawiłem niestety. A cały czas wyobrażam sobie robienie 33 km każdego listopadowego wieczora - zgroza! Może we wrześniu coś się uda nadgonić - oby!
Do końca roku 128 dni – przejechane 5 834 km – do przejechania 4 166 km – średnio dziennie 33 km.
[2024-08-18] Długi weekend ...
Wyszedł bardziej rodzinnie, choć rowerowo coś się udało zrobić. Zrobiłem objazd znanych mi szutrów w okolicy Ełku, ale udało mi się też zabłąkać w zupełnie nowe miejsca. Na przykład: na łąkę za Bartoszami, gdzie niechcący przepłoszyłem stado żurawi. A na ledwo zarysowanej drodze przez pastwiska do Szarek - myszołowa. Ot Kevin Costner był Tańczącym z Wilkami, a ja - Płoszący Ptaki ;) Były jeszcze grane kajaki, ale one nie wliczają się #wyzwanie10k ;)
Do końca roku 135 dni – przejechane 5583 km – do przejechania 4417 km – średnio dziennie 33 km.
[2024-08-13] Prawie połowa sierpnia
W poniedziałek wszystkie media trąbiły o Nocy Perseidów, więc zmotywowany tym nieziemskim zjawiskiem wyrywałem się na Gassy. Nie tylko ja, ale tłumów nie było. "Spadających gwiazd" też nie. Za to chłód mnie zaskoczył, więc bez ociągania po zaliczeniu minimalnego dystansu dziennego z małym hakiem wróciłem do domu. W sumie Perseidy już widziałem - 3 lata temu ;)
Zbliża się długi weekend z zaplanowanym wyjazdem do rodziny na Mazury. Oczywiście zabieram rower, ale czy mi się uda nań wyrwać, to już takie oczywiste nie jest ...
Do końca roku 140 dni / przejechane 5473 km / do przejechania 4527 km / średnio dziennie 32 km.
[2024-08-08] Nowa Nadzieja
Skąd ta nadzieja pytacie? Otóż dość nieoczekiwanie w niedzielę 4 sierpnia z Jackiem Nosowskim przejeżdżamy na raz Szlak Orlich Gniazd w wersji rowerowej. O tej trasie gadaliśmy już od jakiegoś czasu, aż tu nagle okazało się, że obaj mamy wolne w terminarzach rodzinnych. Szybka transakcja kupna biletów PKP w obie strony z rowerami, i pojechaliśmy.
Przyznaję się, że turystycznie to zupełnie Nam nie wyszło ... Na przykład: tu pięknie wyglądam na tle zamku, czy adekwatnie do tematu czyli Szlaku Orlich Gniazd. Ale nie pytajcie mnie jaki to zamek i gdzie on. W zasadzie to liczyła się tylko droga ... droga pokonywana na rowerze - że tak zatną romantycznie ;)
Pierwszą część trasy z Częstochowy do Żarek, znałem trochę z TransJury. Podobało mi się, stąd chęć poznania reszty. W Żarkach musiałem zakładać dętkę w przednią oponę, która się rozszczelniła na kocich łbach w alei dębów. To mi się nie podobało. Do Olkusza, gdzie mieliśmy popas w Da Grasso - było pięknie. Potem było również ładnie, ale odcinki z dużym ruchem samochodowym psuły odbiór. Las Zabierzowski – super! Już za tablicą Kraków, na drodze gruntowej prowadzącej przez jakieś tereny zielone, łapię bite-snake na kamieniu – nie fajnie. Przejazd Aleja 3 Maja przy Plantach, w tym tłumie ludzi, po wcześniej spędzonych godzinach w lasach i polach to lekki szok dla mnie. Szok ukojony vege pitą w Ottamam (#toniejestkebab) oraz wielkim pączkiem z różą na Rynku.
To był dobry dzień, który dla mojego wyznawania znaczył plus 200 km. Jacek na tą okoliczność skręcił takiego shorta.
Do końca roku 145 dni / przejechane 5281 km / do przejechania 4719 km / średnio dziennie 33 km.
[2024-08-02] Jest już za późno!
Serwis StatsHunters przysyła mi miesięczną statystykę z wszystkich moich aktywności z lipca oraz podsumowanie roczne. Gdzie między innymi stoi wytłuszczone na czerwono - Najlepszy rok 2019 10045 km. "Aby osiągnąć to, co najlepszym roku potrzebujesz pokonać 4830 km."
Takie maile dostaję co miesiąc, ale chyba nastój półmetka wakacji i związana z nim nostalgia, przywołują refren piosenki (z czasów mojego harcerstwa) Starego Dobrego Małżeństwa:
„Jest już za późno!
Nie jest za późno!
Jest już za późno!
Nie jest za późno!
Jest już za późno!
Nie jest za późno!
Jest już za późno!
Nie jest za późno!
Jest już za późno!
Nie jest za późno!
Jest już za późno!
Nie jest za późno!”
Ustaliłem wewnętrznie sam ze sobą, że może i jest za późno, ale może warto spróbować. Bo tu wjeżdża inny „doradca” – Pan Wojciech Młynarski:
„Róbmy swoje!
Póki jeszcze ciut się chcę”
W 2019 było łatwiej, ponieważ pracowałem w biurze i każdego dnia na samych dojazdach dziennie robiłem minimum 20 km. Wałęsając się na powrotach, dobijałem czasem do 40 km. Czyli dystans nabijał się niejako sam – przy okazji. Siedząc na home office, metoda „na przy okazji” nie wypali. Może to i lepiej – większa satysfakcja z sukcesu będzie? Hę?
Gdybym zaczął ten projekt, jak rozsądny człowiek, 2 stycznia, to dzienny dystans opiewał by 27 km. Ale ja wtedy, jak każdy prawdziwy mężczyzna kupiłem karnet na siłownię ;)