Oj Paniee....kiedyś to było.....chciał człek do lasu to każdy wszechwiedzący Polak właściwie tylko jedną miał odpowiedź: "Bocialarka albo nic! Bo wszystko inne to sziteks!". Ale lata mijają. Bocialarki się ładnie zestarzały. Czas oddać nieco miejsca konkurencji, która rzuca całkiem nowe światło na....rowerowy szlak życia. I niech to będzie coś z klasą..,np. TOWILD
Michał Śmieszek
Oświetlenie rowerowe to temat rzeka. Grunt, że w dobie postępującej miniaturyzacji, komputeryzacji, co raz wydajniejszej technologii LED oraz nie mniej efektywnych źródeł energii, rowerzyści mogą przebierać wśród ofert tak wielu producentów, że często naprawdę niezwykle trudno jest podjąć tę "najlepszą" decyzję o zakupie. Z przytupem na arenę wchodzą marki do tej pory nieznane w "mainstreamie", które swoją renomę budują nie tylko obecnością na targach branżowych, lecz przede wszystkim poprzez reklamę "szeptaną" i media społecznościowe, jakość i atrakcyjne ceny. Tu przodują zdecydowanie producenci z Chin i Tajwanu, którzy w mojej opinii niejednokrotnie deklasują bardzo znanych producentów. Jedną z takich firm jest TOWILD, który w ostatnim czasie zaprezentował bardzo bogatą kolekcję oświetlenia rowerowego, począwszy od prostych "szperaczy" po konstrukcje nafaszerowane elektroniką. Od razu zaznaczę, że oferta chińskiego Aliexpress jest znacznie szersza, ALE na tle azjatyckich producentów oświetlenia rowerowego TOWILD wyróżnia się jednak "tym czymś", czego nierzadko brakuje pozostałym. I bynajmniej nie jest to super atrakcyjna cena jak z dyskontu, lecz raczej dbałość o produkt końcowy, jego wykończenie i jakość.
Najfajniej byłoby pochwalić się flagowym modelem marki TOWILD, ale tym razem głos rozsądku zwany małżonką nakazał obniżenie wydatków, dlatego na kierownicę trafił model CL1000, który jest prawdopodobnie 'bestsellerem" w katalogu firmy. Na tył wleciała lampka Towild TL-02, która chwali się przydomkiem "smart".
Jak nie trudno domyślić się, "1000" w nazwie Towild CL-1000 oznacza oczywiście maksymalną ilość lumenów, jaką może wykrzesać z siebie przednie oświetlenie. Towild (oraz konkurencja) oferują oczywiście znacznie mocniejsze modele, CL1000 jest właściwie jedną podstawowych lampek do jazdy w pełnej ciemności, w terenie. Niższe modele, np CL600 to raczej oferta skierowana do osób poruszających się głównie po drogach utwardzonych i asfaltach. Decydując się na którykolwiek model, zawsze należy sobie zadać pytanie "po co?" i "czy warto?". Moje ostatnie doświadczenia uświadomiły mi, że dobrze zaprojektowane 1k lumenów wystarczy do jazdy nocą w niezbyt wymagającym terenie oraz tym bardziej w mieście i jego przedmieściach. To też kompromis między realnymi potrzebami a tymi wydumanymi. No i oczywiście ceną, która grać dosyć istotną rolę w naszym kraju-raju.
"Odpudełkowanie"
TOWILD CL1000 przychodzi zapakowany w estetycznym pudełku, gdzie w czytelny sposób producent prezentuje zawartość oraz podstawowe parametry urządzenia. Niby tak błahy element, ale jednak świadczący o dbałości o klienta. Dla porównania konkurencyjna lampka Offbondage to niemal bida z nędzą jeśli chodzi o opakowanie. Liczy się jednak zawartość. Tu oprócz samego urządzenia, Towild dostarcza uchwyt na kierownicę mocowany beznarzędziowo (śruba ślimakowa) z gniazdem żeńskim typu "Garmin". Oprócz tego dołączona jest przejściówka z "Garmin" na GoPro, dzięki której możemy zamocować latarkę, np. pod komputerem rowerowym. Oba akcesoria wykonano z dobrej jakości tworzywa sztucznego.
Ostatnim elementem jest przewód do ładowania z wejściem typu USB-A i wyjściem USB-C. Kabelek jest raczej standardowy pod względem wykonania, nie jest jednak najtańszym sortem jaki można spotkać w sprzęcie elektronicznym.
Jeśli chodzi o "dizajn" to Towild prezentuje nowoczesną, choć nie minimalistyczną formę - latarka jest prostopadłościanem o wymiarach. 108mm x 31mm. Ktoś powie, że dużo, ale umówmy się, że 4000mAh nie da się upchać w pastylkę wielkości CR2032, tylko potrzeba do tego np. nowoczesnego ogniwa litowego 21700.
Korpus wykonano z aluminium lotniczego. Oprócz lepszej ochrony przed uszkodzeniami mechanicznymi jest jednocześnie radiatorem - zastosowana dioda typu CREE (niestety brak informacji o konkretnym modelu) wydziela w najmocniejszym trybie sporo ciepła, które musi być koniecznie rozproszone. Po środku na bocznych ścianach znajdują się otwory montażowe do specjalnej obejmy, której integralną częścią jest męskie gniazdo typu Garmin. Obejmę możemy zamontować zarówno na górze jak też od spodu, w zależności gdzie i jak zamierzamy zamocować oświetlenie. Można również skorzystać z przejściówki GoPro, która rozszerza pakiet opcji mocowania.
Zdjęcia poglądowe raczej nie budzą wątpliwości co do pomysłowości producenta. Wybór standardu mocowania jest również oczywisty - "garniak" jest nadal najczęściej spotykanym i wykorzystywanym rodzajem uchwytu w zaawansowanym osprzęcie rowerowym.
Latarka ładowana jest poprzez złącze USB-C, którego gniazdo umiejscowiono na tylnej ścianie. Jest ono zabezpieczone przed wilgocią i brudem za pomocą gumowego dekla, który stosunkowo ciasno wpasowuje się w wygospodarowaną wnękę. To akurat dobry znak, choć operowanie nim w pełnych rękawiczkach może być nieco irytującą zabawą.
Włącznik latarki, pełniący także funkcję przełącznika między zdefiniowanymi trybami świecenia umiejscowiono na górnym panelu, w jego przedniej części. Jest niezbyt wypukły, mimo to ma przyjemny, miękki, wyczuwalny klik. Posiada także diodę LED, która jest oczywiście wizualnym wskażnikiem poziomu baterii, trybu świecenia oraz funkcji specjalnych tego modelu. Naturalnie włącznik jest uszczelniony - możemy bezpiecznie operować latarką podczas ulewy.
Jednym z najważniejszych elementów lampki TOWILD CL1000 jest oczywiście optyka. Producent zastosował gładką sferyczną soczewkę po środku, otoczoną przez dyfuzor. Koniecznie trzeba zaznaczyć, że optyka TOWILD CL-1000 posiada bardzo przydatną, wręcz obowiązkową funkcję "odcięcia linii" światła - w praktyce odpowiednio ustawiona latarka kieruje snop światła na drogę, nie oślepiając osób lub pojazdów poruszających się z przeciwka. Dokładnie tak jak w samochodach.
TOWILD CL1000 na co dzień
Latarka przybyła do mnie tuż przed ultramaratonem Via Regia z Berlina do Warszawy, który odbył się w majówkę. 650km udało się pokonać właściwie na raz choć, potrzebowaliśmy do tego dwóch nocy. Dzięki temu mogłem jednak sprawdzić skuteczność oświetlenia oraz osiągi baterii. Z zamocowaniem Towild nie miałem najmniejszego problemu - gniazdo oraz wtyk typu "garmin" są prawidłowo odlane. Korpus sztywno siedzi w dedykowanym uchwycie - nie lata i nie wpada w turbulencje podczas jazdy po wertepach. Tu uwaga: odkręcając jarzmo z obudowy latarki celem zmiany miejsca mocowania należy robić to bez pośpiechu i w miejscu "bezpiecznym", ponieważ śrubki na mikroimbus są małe i delikatne - łatwo jedną z nich zgubić, co mnie się przydarzyło.
No to jak ten Chińczyk świeci? Do wyboru mamy 3 tryby światła stałego oraz dwa tryby światła ostrzegawczego - te ostatnie producent definiuje jako dzienne i nocne. Nie jest to oczywiściwście szczyt możliwości dzisiejszych procesorów zawiadujących nowoczesnymi diodami LED, lecz zupełna podstawa, która zadowoli pewnie jakieś 90% użytkowników. W trybie światła stałego TOWILD Cl1000 może "świecić okiem" z mocą 200, 400 oraz 1000 lumenów. - tyle deklaruje producent. Ciekawie zaproponowano moduł ostrzegawczy. W tzw. trybie dziennym latarka błyska z wyraźną pauzą z ograniczoną mocą 400 lm - sprawdza się poprawnie na szosie, choć w słoneczny dzień czasami przydałby się nieco mocniejszy błysk, np 600lm W trybie wieczornym (nocnym) latarka świeci światłem tzw "oddychającym" (bez wygaszenia) z mocą 200lm. jest to całkiem spoko opcja do miasta - nie oślepia kierowcy oraz właściciela. "Oddech" lampki umożliwia w miarę komfortowe doświetlenie drogi przed rowerem.
Przestańmy na chwilę migotać i przełączmy się na tryb stały. Dajemy czadu! Tryb MAX - czyli 1000 lumenów lub 8800 świeczek. Z nocy robi sie dzień. No prawie...czuć, że "zaraz Słońce wstanie". Towild sugeruje widoczność na poziomie 150m. To raczej lekka przesada, co pokazują zdjęcia, choć nadal uważam, że efektywność jest bardzo wysoka.
Według producenta CL1000 wytrzymał w laboratorium w tym trybie maksymalnie 3h. Mnie udało się dobić do zirka 2h20 min, co traktuję jako sukces. Pierwszy, sygna (wolno pulsująca zielona dioda), że bateria wyczerpuje się, otrzymałem po około 1h. Czerwony alert nadszedł po zirka 50 minutach i utrzymał się do końca życia bakterii. Tu kolejna obserwacja - w teście stacjonarnym czas pracy był jeszcze krótszy ponieważ układ zabezpieczający przed przegrzaniem ograniczył w pewnym momencie moc do 400 lumenów. Zatem latarka najwydajniej pracuje podczas jazdy, gdzie przepływ powietrza dodatkowo obniża temperaturę układu. Bez cienia wątpliwości rzuconego przez światło Towild - świecąc "na maksa możemy bezpiecznie cisnąć w lesie, przez pola i krzaki.
Na otwartym terenie, na szutrach okazuje się, że pełna moc, choć miła dla oka, nie jest niezbędna, dlatego jedny klikiem przełączamy się na 400 lumenów. W tym pośrednim trybie snop światła jest wyraźnie słabszy, ale dzięki dobrej optyce pozwala na bezpieczną jazdę w terenie oraz tym bardziej na utwardzonych drogach. Producent deklaruje pracę na poziomie 5h30min, ale ponownie jest to wynik osiągnięty w "laboratorium". Mój egzemplarz może pochwalić się na szczęście zbliżonym wynikiem - zirka 4h 45min, co uważam za całkiem przyzwoity rezultat.
Przełączając się na najsłabszy strumień świetlny, tj 200 lumenów, teoretycznie można by się spodziewać ledwo żarzącej się diody i mikrego oświetlenia. W praktyce okazuje się, że te 200 lumenów spokojnie wystarczy nie tylko na jazdę w słabo oświetlonych parkach i ulicach, ale bez problemu doświetli przestrzeń kilkanaście metrów przed przednim kołem, a to przy relatywnie niewielkich prędkościach przelotowych w nocy powinno zaspokoić oczekiwania sporej części rowerzystów. Co więcej, w tym trybie TOWILD CL-1000 padnie dopiero po około 10 godzinach i ten wynik pokrywa się z czasem deklarowanym przez producenta.. Oznacza to, że w praktyce możemy spokojnie cisnąć od zmierzchu do świtu.
UWAGA nr1: Zdjęcia oświetlenia zostały wykonane na tych samych ustawieniach, ale nie oddają w pełni jasności oświetlenia - w rzeczywistości rowerzysta widzi znacznie więcej. Chciałem uniknąć podrasowywania zdjęć. Górne zdjęcie to ISO1600 zaś dolne ISO3200. Czas 1/10 sek, przesłona f/1.8, bez lampy błyskowej
UWAGA nr 2: Towild CL1000 bardzo dobrze współpracuje z powerbankami, tzn. jest poprawnie przez nie wykrywany, a przede wszystkim pozwala na pracę po podpięciu, co sprawia, że możemy znacznie dłużej korzystać z maksymalnego trybu, podczas całonocnej jazdy. Ta informacja ucieszy z pewnością zawodników ultramaratonów, zwłaszcza tych jadących "longiem"
Jak już wspomniałem wcześniej, jednym z kluczowych elementów latarki Towild CL1000 jest soczewka oraz odbłyśnik, które w zaplanowany sposób kierują snop światła. Nie będę udawał, że jestem ekspertem od oświetlenia, niemniej według mojego laickiego odczucia, strumień światła jest moim zdaniem równy i poprawnie odcięty. Towild zdecydowanie kieruje większą jego część w dół, przed koło, a nie rozświetla całe otoczenie. Dzięki temu, rowerzysta może komfortowo i bezpiecznie podróżować skupiając uwagę na drodze. W zależności od trybu, widoczność na kilkadziesiąt metrów wprzód to duży komfort dla zmęczonych oczu oraz głowy, zwłaszcza po kilkunastu godzinach jazdy, gdy koncentracja zaczyna siadać. No i nie oślepiamy pozostalych uczestników ruchu drogowego.
Na sam koniec tej opowieści zostawię sobie dwie dodatkowe cechy wyróżniające "budżetowego" Towilda na tle konkurencji. Pierwszą z nich jest tryb SMART. Lampka posiada inteligentną funkcję start/stop. Przytrzymanie przycisku na około 3 sekundy wprowadza urządzenie w stan "czuwania". Lampka automatycznie uruchomi się, gdy zostanie potrząśnięta, np podczas wznowienia jazdy. Wyłączenie lamki w trybie smart uruchomi czuwanie.
Moduł "smart" umożliwia także podłączenie bezprzewodowego pilota, który możemy dokupić opcjonalnie. Akcesorium jest niewielkie i montuje się je za pomocą gumowego o-ringu na kierownicy. Pozwala sterować oświetleniem, nawet bez odrywania rąk od kierownicy. Wydawać by się mogło, że to zbędny gadżet, ale moim zdaniem to akurat nie głupie rozwiązanie, np. gdy lampka zamontować jest mocno na przodzie kierownicy (lemondka) lub na kasku - co umożliwia garminowski adapter.
PODSUMOWANIE:
Nie będę ściemniał a jeno rozjaśniał. Towild CL-1000 stał się wiernym kompanem moich wieczornych eskapadach. Za relatywnie niewielkie pieniądze (zirka 160PLN) można nabyć wartościowe i skuteczne akcesorium. Jak już wspomniałem wyżej, Towild CL1000, to naturalnie jeden z podstawowych modeli w portfolio marki, ale dzięki swoim parametrom jest dobrym kompromisem między ceną a możliwościami. Oczywiście, ma konkurencję, która również walczy z nim głównie ceną, bo pozostałe funkcje użytkowe są właściwie te same, no może za wyjątkiem trybu smart i opcjonalnego pilota. Jeśli liczy się wyłącznie kasa, to Towild nie będzie zwycięzcą. Jeśli jednak szukacie także dobrze zaprojektowanej i wykonanej lampki, to tutaj Towild jest w czubie peletonu. O dobrym projekcie świadczą także takie elementy jak uniwersalny uchwyt garmina, a nie tanie, gniazda na wsuw, które znajdziecie w tańszej konkurencji. Oczywiście, wszystko jest zależne od jakości tworzywa sztucznego oraz precyzyjnego wykonania, ale akurat TOWILD nie musi się tu niczego wstydzić.
Model CL1000 powinien przypaść do gustu ultramaratończykom oraz podróżnikom nie stroniącym od nocnej jazdy. Długi czas świecenia, a przede wszystkim poprawnie zaprojektowany snop światła bez względu na jego moc, to istotne zalety dla rowerowych, nocnych marków. Nie bez znaczenia jest zaprojektowane odcięcie linii światła. Możemy bezpiecznie wybrać się na Zachód Europy, gdzie ten element jest prawnie uregulowany, np Niemcy, norma StVZO§67
Czy TOWILD CL-1000 ma wady? Hmm....chciałbym się tu czegoś wyraźnie przyczepić. Czas świecenia w maksymalnym trybie? Każdy użytkownik chciałby, żeby oświetlenie świeciło jak najdłużej. Trudno ocenić, czy za cenę 150PLN da się stworzyć wyraźnie lepsze oświetlenie. Tak samo bateria....4000mHa to nie jest mało, ale mogłoby być więcej za te pieniądze, choć i tu istotna jest jakość zastosowanego ogniwa. Szukając w dziury w całym, można by zakwestinować brak czwartego trybu oświetlenia stałego pomiędzy 400 a 1k lumenów np. 700 lumenów, dla równego rachunku.
Więcej grzechów nie pamiętam, za wszystkie żałuję - proszę Waszą światłość o dalsze oświecenie i oświetlenie! Może być to TOWILD, przyjmę pokutę z pokorą.
Przedstawicielem marki TOWILD w Polsce jest firma Trezado